Przepraszam, że nie odzywałam się od tak długiego czasu. Spokojnie, nie zamierzam kończyć działalności bloga. Ale studia i nowa praca ostro dały mi się we znaki. Myślę, że w związku z moją obecną sytuacją zmuszona będę publikować posty w częstotliwości co dwa tygodnie.
Drogi czytelniku, zapraszam cię w magiczną podróż do Innych Światów!
Tymczasem Drogochwar siedział nad brzegiem Dunajca czekając na
przyjaciół. Obserwował jak fale uderzają o brzeg, obmywają
kamienie i jak małe rybki szybko przemykają pod wodą. Z czasem
zajęcie to stało się wręcz nie do zniesienia. Dopadła go nuda
tak straszliwa, że na poważnie zaczął rozważać pomysł powrotu
do domu.
W rzeczywistości nie musiał czekać tak długo. Wkrótce usłyszał
dobiegający z oddali śmiech. Zerwał się na równe nogi i zmrużył
oczy starając się wypatrzeć przyjaciółkę.
Po stromej ścieżce szły trzy niewielkie postaci. Ich
przewodnikiem, jak zauważył Drogo, był nieznajomy wysoki chłopiec.
Za nim Mirva szła pod rękę z jakąś dziewczynką o niespotkanym
srebrnym kolorze włosów. Zrazu poczuł niepokój i przejęła go na
nowo nieufność w stosunku do elfki. Szybko przegonił te myśli.
Mirva była jego przyjaciółką. Nie miała żadnego powodu by
chcieć go skrzywdzić lub wydać w ręce strasznych obcych. Mimo to
niepokój w sercu chłopca pozostał. Zastanawiał się dlaczego
Mirva nieoczekiwanie postanowiła przyprowadzić ich tutaj,
szczególnie jeśli wcześniej nie zapytała go o opinię w tej
sprawie.
W czasie gdy niepokojące myśli przelatywały mu przez głowę,
grupa dzieci znikła z zasięgu wzroku. Dalsza ścieżka, aż do
samego brzegu, była ukryta za gęstą roślinnością.
Po kilku minutach zobaczył jak cała trójka stara się przecisnąć
pomiędzy krzewami rosnącymi przy brzegu. Mówili na tyle głośno,
że Drogo mógł ich usłyszeć choć nie rozumiał słów.
Posługiwali się językiem elfów, którego na całym świecie zna
bardzo niewielu wybranych ludzi.
Wtem jego oczom ukazała się mała, zgrabna łódka wykonana z
ciemnego drzewca. Była przywiązana do liny ciągnącej się w
poprzek nurtu. Dzieci wsiadły do niej i zaczęły powoli przeciągać
łódkę na drugi brzeg.
Nie mogąc powstrzymać ciekawości i jednocześnie chcąc wyjść
naprzeciw swoim obawom, Drogo wzleciał w powietrze aby po chwili
znaleźć się tuż nad dziećmi.
W łódce siedział ten sam czarnowłosy chłopiec, którego widział
wcześniej na ścieżce i młodsza od niego dziewczynka. Oczy obojga
miały odcień głębokiej zieleni. Urodą natomiast dorównywali
Mirvie. Nie ubrali czapek więc Drogo mógł po raz pierwszy dostrzec
spiczaste końce uszu, wystające spod niesamowicie długich włosów.
O dziwo uszy nie były wcale tak dziwne jak miał nadzieję, że
będą. Wyglądały naturalnie, jak gdyby żadne inne uszy nie mogły
pasować do tak urodziwych głów.
Mirva zobaczyła Droga nadlatującego z zachodu. Pomachała lewą
ręką witając go, przy czym o mały włos nie wypuściła liny z
rąk, za pomocą której można było przeciągnąć łódkę na
drugi brzeg.
– Cześć! – zawołała.
– Cześć! – powitał ją Drogo.
– Poznaj Kelebrosę i Malfarosa. Przyjaciele to jest właśnie
Drogochwar Płatecznik o którym wam mówiłam.
– Witaj – powiedziała srebrnowłosa elfka.
– Miło mi cię poznać Płateczniku – powiedział Malfaros.
Drogo grzecznie powitał ich raz jeszcze, choć mówiąc szczerze,
bardziej niż nowymi znajomymi, zainteresowany był siłą i
umiejętnościami elfki. Z uwagą przypatrywał się jej dłoniom
pracującym tak szybko jak gdyby praca ta nie była wcale wymagająca.
Jednak w rzeczywistości było to męczące zajęcie, któremu żadne
z przeciętnych ludzkich dzieci nie mogłoby sprostać. Wody Dunajca
są bowiem silne i niebezpieczne, a lina była mokra i śliska od
wody.
Gdy łódka znalazła się zaledwie kilka metrów od brzegu, Mirva
poczuła ostre szarpnięcie. Chwyciła mocniej linę, ale było już
na to za późno.
Ostre kamienie rzeczne w przeciągu wielu lat pracy osłabiły i
przetarły elfowy wyrób. W rezultacie lina pękła w najmniej
pożądanym momencie.
Mirva oburącz trzymała już tylko jeden koniec liny wciąż
przywiązany do brzegu. Łódka wolna od więzów łatwo poddała się
prądowi rzecznemu. Jedynym, co powstrzymywało ją od odpłynięcia
wraz z nurtem był mocny uchwyt dziewczynki. Lecz ten słabł w miarę
jak jej siły wyczerpywały się. Przez pewien czas Malfaros pomagał
jej utrzymać linę, ale Kelebrosa nie była tak odważna jak jej
brat i przyjaciółka.
Młoda elfka potwornie bała się wszelkiego rodzaju
niebezpieczeństw. Znajdując się w tak niewygodnej sytuacji, mając
do wyboru pozostanie na niepewnej łódce lub próbę przepłynięcia
rzeki wpław, nierozsądnie próbowała wyskoczyć. Nie zważała na
niebezpieczeństwo na jakie naraża siebie i innych, ani nie myślała
też o tym, jak niewielkie są jej szanse na pokonanie siły żywiołu.
Trzęsąc się wstała i już miała wykonać pierwszy krok by
skoczyć poza burtę, kiedy silne ręce objęły ją mocno w pasie i
pociągnęły do tyłu. To Malfaros przewidując lekkomyślne
zachowanie siostry zmuszony był puścić linę by pomóc Kelebrosie.
Drogo spanikował widząc jak siły opuszczają Mirvę. Niezdolny do
ruchu jedynie patrzył na scenę rozgrywającą się przed nim, a
wyraz jego twarzy ukazywał prawdziwe przerażenie.
Gorączkowo myślał „co zrobić? Co ja mogę zrobić? Zawołać
dorosłych? Ale tutaj mieszkają tylko elfowie! Co jeśli coś mi
zrobią? A co jeśli przybędą za późno? Co się stanie jeśli nie
zdążę na czas? Jestem tylko dzieckiem! Eh! Dlaczego to się
musiało stać akurat teraz? Nie ma nic co mógłbym zrobić!”.
Nagły podmuch wiatru zadął mu w twarz przerywając gorączkowy
potok pesymistycznych myśli. Nie będąc pewnym czy uda mu się ta
sztuczka skierował siłę powietrza w stronę elfowych dzieci.
Mirva nie zdołała utrzymać liny. W końcu siła jej młodych rak
przegrała z żywiołem wody. Łódka poddała się prądom rzeki.
Załoga z przerażeniem w oczach wpatrywała się w szybko oddalające
się wzniesienie Doramanu.
Nieoczekiwanie dziewczynka poczuła jak otacza ją delikatny powiew
wiatru. Jej stopy oderwały się od podłoża i niesiona przez wiatr
Mirva znalazła się ponad wzburzonymi falami rzeki.
Spojrzała w lewo i zobaczyła, że jej przyjaciele także unosili
się w powietrzu. Kelebrosa spoglądała w dół z nieskrywanym
niepokojem obserwując wzburzone fale rzeki znajdujące się nisko
pod jej stopami. Malfaros natomiast rozłożył szeroko ręce i z
uśmiechem na ustach pozwalał wiatrom bawić się kosmykami jego
ciemnych włosów.
Po prawej unosił się Drogochwar. Wyglądał jednak inaczej niż
zwykle. Minę miał surową, pełną skupienia, postawą wyrażał
powagę. Wydawał się być starszy i dostojny niczym młody władca
czterech wiatrów.
Z pomocą płatecznika dzieci bezpiecznie znalazły się na stałym
lądzie. Po chwili Drogo także do nich dołączył. Chłopiec nie
czuł się zbyt pewnie, gdyż jego stopy dotykały kamieni
znajdujących się na zakazanym wschodnim brzegu, gdzie mieściło
się Doraman ar Alakrandiun, elfowe miasto. Bardziej niż wcześniej
czuł ciężar winy po złamaniu ojcowskiego zakazu. Jednocześnie
przepełniała go duma, ponieważ udało mu się uratować młodych
elfów.
Mirva już otwierała usta, aby powiedzieć słowa podziękowania,
ale ubiegła ją Kelebrosa, która z impetem rzuciła się na Droga
przytulając go mocno.
– Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! – powtarzała wciąż i
wciąż. Drżała na całym ciele i czuła, że jeśli wypuści Droga
z uścisku nogi odmówią jej posłuszeństwa i upadnie. –
Uratowałeś nas! – zawołała.
Policzki chłopca pokryły się szkarłatem.
– Oczywiście – powiedział, – nie ma sprawy. Naprawdę. Nie
musisz mi dziękować aż tak bardzo!
Malfaros pomógł mu uwolnić się z miażdżącego uścisku
dziewczynki. Starszy brat podziękował mu potrząsając jego prawą
ręką, tak, jak robią to dorośli.
– To było ekstra! Jak to zrobiłeś? Wiedziałem, że płatecznicy
mogą latać ale nie miałem pojęcia, że umiecie sprawić żeby
inni latali.
– Hmm… Bo zwykle się tego nie robi. Znaczy się… nie to
chciałem powiedzieć. Bo sami latamy, a sprawienie żeby ludzie
latali, albo elfowie, albo zwykłe przedmioty unosiły się na
wietrze jest dla nas tak naturalne, że nawet się o tym nie myśli.
To… To jest jak oddychanie. Po prostu to robisz.
– Ekstra! Zaraz… to dlaczego nie uniosłeś nas razem z łódką?
– Nie pomyślałem o tym.
– Szkoda trochę tej łódki. Trudno, co ma być to będzie.
Słuchaj, możesz to powtórzyć? Sprawić żebym latał?
Fascynująca możliwość latania pochłonęła myśli Malfarosa.
Nigdy dotąd, nawet w najśmielszych snach, nie marzył o tym, że z
pomocą płatecznika mógłby unosić się na wietrze. Teraz nic
innego nie mogło zakłócić jego narastającej ekscytacji.
Mirva bacznie przyglądała się Malfarosowi. Odgadła jego myśli.
Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie odpuści tak łatwo.
Westchnęła teatralnie i pokręciła głową, co zwróciło uwagę
płatecznika.
– Drogochwarze, czy myślisz, że dałbyś radę powtórzyć tę
sztuczkę? – zapytała Mirva. – Widzę, że nic innego nie
uspokoi Malfarosa.
– Pewnie! Znaczy się, nie mam nic przeciwko. Mogę unieść cię w
powietrze kiedy tylko zechcesz.
– Super! – odpowiedział elf.
– A co z wami dziewczyny? Mirvo? Kelebroso?
– Ja podziękuję – Kelebrosa pokręciła głową. – Uważam,
że elfy powinny raczej trzymać się ziemi, dlatego też usiądę tu
sobie i poczekam na was. Ale ty Mirvo nie krępuj się. Nikt nie
dorówna mojemu bratu pod względem lekkomyślności, ale ty jesteś
zawsze najwyżej dwa kroki za nim.
Kiedy skończyła mówić usiadła na spróchniałej kłodzie
zniesionej przez Dunajec i skupiła całą swoją uwagę na
przepływającej wodzie. Wiedziała, że zachowuje się dziecinnie i
w ten sposób sprawia, że jej przyjaciele czują się niezręcznie.
Mimo to nie zamierzała do nich dołączyć.
Kelebrosa stanowiła prawdziwe przeciwieństwo swojego brata, nie
znosiła przygód i niebezpieczeństw. Ponad wszystko ceniła spokój,
możliwość spędzania dni słuchając muzykę i podziwiając
przyrodę.
– Nie patrzcie na mnie w ten sposób. Nie robię tego, aby zwrócić
na siebie uwagę. Malfarosie, przecież mnie znasz. Wciąż jestem
roztrzęsiona po naszej „przygodzie” i nie mam ochoty na więcej.
Wolę siedzieć tutaj, przypatrując się wodzie.
Drogochwar nie wiedział jak powinien zareagować, ale gdy skierował
spojrzenie na Mirvę, a ich oczy spotkały się zrozumiał, że
najlepiej będzie jeśli się nie odezwie. Widocznie elfowie,
podobnie jak ludzie, różnią się między sobą, a każdy z nich
wyróżnia się innym podejściem do życia.
– Ok – powiedział Malfaros. – Jestem gotowy!
Elf stanął rozkładając szeroko ręce i unosząc się na palcach
stóp. Mirva i Drogo roześmiali się widząc tę postawę. Malfaros
spojrzał na nich spod zmarszczonych brwi. Nie zdążył zapytać o
to, co ich tak rozbawiło, bo znajdował się już wysoko na niebie.
Wiatr targał mu ubranie, a pod stopami nie czuł podłoża.
– Juuuhuuu! -zawołał nie mogąc powstrzymać cisnącego mu się
na usta okrzyku radości. Poczuł wolność, ukrytą w prądach
powietrznych. Nie miał problemów z zachowaniem równowagi. Jako elf
mógł wyczuć kłębiącą się wokół magię władcy wiatrów i
potrafił pokierować nią tak, aby być w stanie latać bez
bezpośredniej pomocy Drogochwara. Wznosił się coraz wyżej i wyżej
ignorując nawoływania przyjaciół. W końcu znalazł się tak
wysoko, że mógł ujrzeć panoramę obu miast – ludzkiego i
elfowego, ogromną Białą Wieżę, a nawet znajdujące się daleko
na południu inne, mniejsze wieże płateczników, już nie białe
ale składające się z różnych odcieni szarości. Daleko za nimi
widział ciemne masywy górskie. Ponad nimi zobaczył coś
niespodziewanego.
Ogromna chmura burzowa leciała w stronę północy z ogromną
prędkością. Pełne błyskawic i grzmotów kotłowała się i wiła
ponad szczytami górskimi. Z każdą sekundą była coraz bliżej.
– Hej! Mirvo! Drogochwarze! Chodźcie tutaj! Znaczy się, lećcie!
Jakaś dziwna chmura podąża w tę stronę!
– Nic nie widzę – powiedział płatecznik.
– A ja widzę! Oczy elfa lepsze są od ludzkich. Och ! Malfarosie,
to nie chmury! To przecież żmije. Lecą w tę stronę!
Wiadomość ta wtrąciła z równowag całą trójkę. Zarówno
elfowie jak i płatecznik pamiętali opowieści o starożytnych
potworach. Istotach które w zamierzchłych czasach panowały nad
terenami Słowiańszczyzny. Budziły grozę, a ich obecność
przeszywała serca strachem. Żmije mogły razić piorunami, panowały
nad straszliwymi burzami i karały ludzi zsyłając klęski na
ziemię. Dawno temu zostały pokonane lecz nie wszystkie wyginęły.
Malfaros wreszcie zrozumiał, dlaczego wydawało mu się, że chmura
się wije.
– Musimy ostrzec wszystkich – zawołał chłopiec. – Drogo!
Postaw nas na ziemię, a sam leć do białej Wieży!